Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Mam nadzieję, że traktat "padnie"

Treść

Z Krystyną Grabicką, posłanką Prawa i Sprawiedliwości, rozmawia Jacek Dytkowski W jaki sposób, Pani zdaniem, kwestia ewentualnej ratyfikacji traktatu lizbońskiego powinna być rozstrzygnięta? - Przede wszystkim nie powinien on być ratyfikowany, ponieważ dla nas, Polaków, jest on niekorzystny z wielu powodów. Między innymi dlatego, że w artykule 48 traktatu w ustępie 6 jest taki zapis, że Rada Europejska może przyjąć decyzję zmieniającą wszystkie lub część postanowień traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej. Ponadto w ust. 7, o ile pamiętam, jest napisane, że nie jest tutaj wymagana jednomyślność w celu zmiany owych postanowień. Więc mamy tu do czynienia z takim makiawelicznym zapisem, którego Polacy nie znają. Mówi się, że trzeba wszystko negocjować - to nie jest prawda, ponieważ zbierze się Rada Europejska i może zmienić w zasadzie wszystko, bo tak wynika z tego art. 48 ust. 6 i 7. Pomijam już tutaj fakt, że ten traktat jest totalnie dla nas niekorzystny, ale na wspomniany zapis też trzeba zwrócić uwagę. Jak ocenia Pani szanse na odrzucenie traktatu? - Myślę, i mam taką nadzieję, że na razie w naszym klubie obowiązuje dyscyplina. Więc nasze siedem głosów - a zdaje się, że wystarczy sześć - przesądzi o jego odrzuceniu. Natomiast w Senacie musi być też ich odpowiednia liczba i tam brakuje Platformie Obywatelskiej siedmiu głosów. Myślę, że nie uda się im ich pozyskać i traktat nie zostanie ratyfikowany. Co więcej, znam także opinię, że jeśli ta ustawa ratyfikująca przejdzie całą ścieżkę legislacyjną - wszystkie trzy czytania w Sejmie - po czym zostanie skierowana do Senatu, wtedy nie ma ona już prawa wejść pod referendum. Co oznacza, że nie powinno się w tej sprawie robić referendum, tylko od nowa negocjować warunki w Brukseli. Gdyby jednak ustawa została wycofana do trzeciego czytania - a rząd ma takie prawo, ponieważ jest to jego projekt - wówczas można by było powrócić do ścieżki referendalnej. Ale w przypadku, gdy przejdzie ona pełny proces legislacyjny, wtedy są opinie głoszące, że nie ma podstaw prawnych do tego, by zorganizować referendum. W obecnej sytuacji najważniejsze jest odrzucenie traktatu, bez względu na metodę? - Przecież Unia funkcjonuje i nie musi mieć konstytucji zwanej traktatem. W klubie PiS istnieją frakcje, które różnią się w ocenie traktatu. - Z moich ostatnich wiadomości wynika, że nie ma frakcji, klub jest jednolity, obowiązuje dyscyplina. Chociaż na początku były wątpliwości tej strony, która jest bliżej centrum, na przykład dotyczące prof. Religi oraz minister Gęsickiej. Załóżmy, że PO przyjmie poprawki PiS do ustawy ratyfikacyjnej. Czy wówczas będzie obowiązywać dyscyplina w głosowaniu za poparciem traktatu? - Myślę, że takiej dyscypliny nie będzie i nie może być, bo tej frakcji katolicko-narodowej, do której ja należę, nikt nie jest w stanie zmusić do tego, żeby głosować za traktatem. Nie wierzę też, żeby Platforma przyjęła te poprawki. Stąd cały czas mam nadzieję, że traktat "padnie". Dziękuję za rozmowę. "Nasz Dziennik" 2008-03-20

Autor: wa